List do wnuczki

Genesis kobiety
(Refleksja wygłoszona w kościele pw. św. Stanisława BM w Czeladzi, 8 marca 2023 r., z okazji Dnia Kobiet)

Kochana Moja.

Rozmowy, spotkania, wreszcie album dla Ciebie, który jest już na ukończeniu, to dotychczasowe, znane Ci dobrze sposoby naszych licznych kontaktów. Teraz piszę ten list.

Zarówno dzień 8 marca, jak i propozycja Księdza Kanonika, bym wygłosiła prelekcję w kościele, przyznaję, niezbyt mi się spodobały. Przyszła jednak refleksja i… pewna natrętna myśl: „Twoja wnuczka, ta mała dziewczynka, już staje się kobietą”!

Zaraz potem pojawiły się pytania: - O co chodzi z tym Dniem Kobiet? – Czy w ogóle wiesz, kim się stajesz jako kobieta? – Gdzie jest prawda, Źródło i równocześnie wizja kobiecości?

To nie są pytania nieważne, zwłaszcza że wokół kobiecości, ale i męskości panuje jakiś niepokój, a nawet zamęt. Dziewczyny, jak słyszę i czytam, chcą być chłopcami, przeżywają wielki niepokój w związku ze swoją płcią, czują się zagubione – jednym słowem zarysowuje się wielki kryzys tożsamości. A i kobiety dorosłe często czują się źle w swej kobiecości.

Chcę Ci więc pokazać, kochana moja, kim naprawdę jesteś, jakie jest twoje i moje miejsce w tym świecie, a jeszcze dokładniej, w stwórczym i zbawczym planie Boga.

To, o czym teraz napiszę, może Ci się wydać fantastyczną wizją, bliską bajkowej idei, ale to nie moja literacka fikcja, ani opowieść z krainy fantasy: to Genesis, Księga Rodzaju, Pierwsza Księga Biblii. Z niej, jak u źródła czerpiemy wiedzę o naszej tożsamości, o naszym pochodzeniu. Tam była nasz początek.

Najpierw czytamy, jak stwórczym aktem Bóg powołał świat do istnienia, a potem ulepił „z gleby wszelkie zwierzęta”. Podobnie postąpił przy stworzeniu mężczyzny – po prostu go ulepił. Ale z kobietą było zupełnie inaczej. „Po czym Jahwe-Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę” (Rdz 2, 22).

To oznacza, kochana, że Pan Bóg stwarzając mężczyznę i zwierzęta postąpił jak garncarz – tak zwyczajnie lepił ich z gliny. Stwarzając kobietę był i jest budowniczym.

Wielu komentatorów, biblistów uważa, że chodzi tu akt specjalisty, architekta, kogoś, kto coś zaprojektował i skonstruował. Zatem stworzenie kobiety jest dla Boga czymś wyjątkowym, jest w tym coś sakralnego (jak np. przy opisie budowy świątyni jerozolimskiej). A przy tym… coś, czego brakowało mężczyźnie, bo zanim została zbudowana, Bóg zauważył samotność mężczyzny.

Gdy Bóg stworzył Ewę, nazywa ją: „ezer kenegdo”. Ten trudny do przetłumaczenia zwrot nie oznacza jedynie „pomocy” czy nawet „towarzyszki”, ale szerzej: widzi ją jako „wspierająca u jego boku”, a nawet „wybawicielka”. Słowo „ezer” w Starym Testamencie odnosi się … do samego Boga, u którego szukam pomocy.

A więc, moja kochana, nie dość, że Bóg wymyślił Cię i zbudował (niejako wyrzeźbił), to jeszcze obdarzył Cię wielką godnością. Przez kobietę Bóg budzi w sercu Adama radość, wdzięczność, pełnię. Przez kobietę Bóg wypełnia pustkę u boku Adama, oddala samotność, która nie jest dla niego dobra. Przez kobietę całkowicie podobną i całkowicie różną, Bóg sprawia, że w sercu Adama pojawia się miłość. Ona, kobieta, jest dla mężczyzny pośredniczką miłości. W tym tkwi nasza tajemnica.

Nic dziwnego, że kiedy Adam zobaczył Ewę, wykrzyknął z radości: „Ta dopiero jest kością z moich kości, ciałem z mego ciała” (Rdz 2, 22).

Echo tego pierwszego zachwytu Adama (mężczyzny) trwa przez pokolenia, pobrzmiewa w jakże pięknej Księdze „Pieśni nad Pieśniami”: „O jakże piękna jesteś, przyjaciółko moja, jakże piękna… Ogrodem zamkniętym jesteś, źródłem zapieczętowanym” (PnP 4, 1; 2, 14).

Francuski poeta Paul Claudel nazwał kobietę „narzędziem i wspólnikiem Boga, ukochaną Boga”. Ona, napełniona miłością od Boga, niesie tę miłość Adamowi. Bóg „przyprowadza” kobietę do świata.

Jan Paweł II w Liście Apostolskim „O godności i powołaniu kobiety” określa ją mianem geniuszu. Pisze: „Kościół dziękuje za wszystkie kobiety i za każdą z osobna…, za wszystkie zwycięstwa, jakie zawdzięcza ich wierze, nadziei i miłości”. List ten, jak żaden dotąd z papieskich dokumentów, ukazuje kobietę w całym „bogactwie kobiecości i powołania”. To kobieta jest jakby miłosnym uwieńczeniem stworzenia, pieczęcią Boga.

Dlatego szatan doskonale wie, że dla złamania przymierza między Bogiem a ludzkością oraz dla jej zniszczenia, trzeba dosięgnąć kobietę, uwieść ją, zdeprawować. W kobiecie stworzonej, by być kochaną, jest Źródło, nad którym mężczyzna nie pochylił się wystarczająco, aby z niego skorzystać i siebie napełnić. To duchowe pragnienie miłości czyni kobietę bardziej otwartą na Boże Zwiastowanie, na Jego Słowo, ale też… wystawia ją na pokusy fałszywego zwiastowania – szatana. I stało się…

Z pośredniczki, staje się „błądzącym bóstwem”, różową lalką, najnowszym modelem mody, którą wymyśla dla niej mężczyzna, wreszcie krzyczy światu, że ona decyduje o życiu i śmierci, dobru i złu, bo taki jest jej wybór!

Szatan triumfuje! Następuje wielki rozpad stworzenia. Utraciwszy harmonię miłości, kobieta doświadcza pękniętej wizji samej siebie w oczach mężczyzny. Staje się dla niego jedynie sposobem na samotność, konkurentką do sukcesu, przedmiotem zhańbionym i konsumpcyjnym. Z jej ciała czyni się wycinanki erotyczne, jest karmicielką, kucharką, służącą, gospodynią, pracownicą, która zakłóca organizację pracy za każdym razem, gdy oczekuje dziecka itd. itd.

Dlatego Claudel w swoim poemacie „Dziewica w południe” woła dramatycznie: „Jest południe. Widzę otwarty kościół. Trzeba wejść. Matko Jezusa Chrystusa, nie przychodzę się modlić. Nie mam nic, co bym mógł Ci dać, nic, o co chciałbym prosić. Przychodzę Matko, tylko by na Ciebie patrzeć… Bo Ty jesteś piękna, bo jesteś niepokalana, kobieta w łasce wreszcie przywróconej. Stworzenie w swej pierwszej godności i w swym ostatecznym rozkwicie jakim wyszło od Boga, u świtu swej pierwotnej świetności…”.

Wśród zamazywanej kobiecości, wśród rys i pęknięć na portrecie kobiety, Maryja jest dla każdej kobiety wzorem doskonałości, jaką każda z nas została obdarzona: piękna, doskonała, zachwycająca, „ukochana Boga”, pośredniczka miłości, namiot Obecności.

Maryja jest dziewczyną, kobietą z krwi i kości, żyjącą wśród szarości dnia codziennego, ale ocalająca w tej szarości blask życia. Pod jednym wszakże warunkiem: wsłuchana w Słowo Przedwiecznego, ulega tylko Jego Słowu, zawierzając się całkowicie Jego natchnieniom. Nie ma raju, został zniszczony. Nie żyjemy w raju. Maryja też w nim nie żyła, a jednak… serce człowieka może ocalić ten raj, wytworzyć „mikroklimat”, w którym owocować będzie ludzka miłość. Oto co może zdziałać serce kobiety we współpracy z Łaską Bożą.

To, moja kochana, nasze zadanie. Po to jest mój list, po to moja i twojej mamy obecność przy tobie. – Byś była tą, która ocala miłość, gdziekolwiek będziesz.

I jeszcze… Pamiętaj o swoim najlepszym przyjacielu – Aniele Stróżu. Postaw go u bram swojej kobiecości, bo on najlepiej wie, które ścieżki prowadzą do jej rozkwitu.

babcia E.